39. Studio Ghibli
O ile Kermit uczył mnie, jak być dorosłym, kiedy jeszcze byłem dzieckiem, o tyle obcowanie z filmami przesławnego (wielu pewnie w tym miejscu wtrąciłoby — przecenianego) Studia Ghibli uczyniło dla mnie wartość z nauki zupełnie przeciwstawnej — a mianowicie, jak nie zapomnieć jak być dzieckiem, wchodząc w dorosłość. Chciałem już niemalże użyć sformułowania „będąc dorosłym”, ale na szczęście ugryzłem się w palec i zakrwawiłem całą klawiaturę, dzięki czemu zyskałem na czasie i przemyślałem wszystko, zanim pozwoliłem realnej, poważnej dorosłości, takiej w spodniach na kant z melonikiem, laską i binoklem, wślizgnąć się do mojego życia. Mogę przystać na Kurtka zrównoważonego, odpowiedzialnego, nawet racjonalnego, ale nie dam sobie rzucać w twarz powagą i dorosłością — są granice. Te wyznaczają dla mnie w pewnych sferach właśnie filmy Studia Ghibli, które nawet jeśli mierzą się z moim ulubionym filmowym motywem we wszechświecie, tzn. z wchodzeniem w dorosłość (OK, przyznaję, mam słabość do cudownie ożywających w ostatniej scenie horroru czy thrillera złoczyńców, którzy w nagłym przypływie życie sięgają po spluwę, łopatę albo po prostu gryzą naszego bohatera w kostkę, ale jednak), robią to z dozą fantazyjnego marzycielstwa, którego tak często brakuje nam w życiu. Jakiś czas temu wróciłem do domu bardzo zmarnowany i pomyślałem o ile łatwiej byłoby mi być taką właśnie postacią ze Spirited Away. Owszem, światem duchów rządzi tam zła wiedźma, rodzice zostają zamienieni w świnie, a ty musisz oddać jeden znak ze swojego imienia (szczęśliwie japońska transkrypcja Kurtka, czyli クルテック ma ich aż nadto i gdyby pozbyć się jednego czy dwóch może dałoby się ją nawet sensownie zapisać jakimś fantazyjnym kanji), ale nie ma tego złego — twoim najlepszym ziomem jest przemieniający się w latającego smoka bóg rzeki Nigihayami Kohaku, a wszystko ostatecznie kończy się szczęśliwie — how cool is that?
I można z tą informacją zrobić tak naprawdę dwie rzeczy. Sposób Kurtka: zwinąć się w kłębek i płakać, zapadając się głęboko w świat marzeń na godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata. Ale jest też drugi sposób — dla niektórych trudniejszy, dla innych prostszy (zależy pewnie, jaki kto jest dobry w płakaniu i na ile się w nim lubuje), żeby te wszystkie rzeczy, które nas olśniewają w animacjach Studia Ghibli — zupełnie zwykłe jak: moment, kiedy twój wzrok spotyka się z ostrym spojrzeniem kota siedzącego na kolanach kobiety po drugiej stronie tramwaju, albo gdy w najpogodniejszy z pogodnych dni zaraz po wyjściu z pracy zaskakuje cię ulewa, a że nie masz parasola, a leje podle, spędzasz kolejne pół godziny przytulony do pnia rosnącego nieopodal drzewa, którego wcześniej w ogóle nie dostrzegłeś, choć pracujesz w tym miejscu od roku, albo kiedy wiatr porywa ci kapelusz i musisz szczerze zaryzykować własne życie, żeby go odzyskać, ale ostatecznie udaje ci się i zziajany, ale szczęśliwy kwadrans później orientujesz się, że właśnie przegapiłeś ostatni tego dnia pociąg do domu. To wszystko sytuacje, w których zazwyczaj nie dostrzegamy żadnej fantazji, a tymczasem właśnie one, jak mało co, dbają o to, byśmy się w życiu nie nudzili, wyrywają nas ze schematu, w którym często w przeciwnym razie ugrzęźlibyśmy na dobre. Ale nawet gdy nic się nie dzieje — czy widok zbóż falujących na wietrze, zapach samodzielnie ugotowanej zupy, odbicie nieba w okiennej szybie, faktura drewnianego krzesła nie niosą z sobą pewnej aury wyjątkowości? Czy nie zbliżają codzienności, tak często przecież wymyślanej od szarej, burej czy ponurej, do jego kolorowej, bajkowej odsłony? To też robią zresztą właśnie filmy Studia Ghibli — w wyważonych proporcjach łączą to, co realne i to, co fantastyczne. To nie tyle odskocznia od codzienności, ile animowany pomost między rzeczywistością a marzeniami, jawą a snem.
Na koniec, żeby nie być gołosłownym, kilka rekomendacji spoza ścisłego kanonu — na czele z 「おもひでぽろぽろ」 (Powrót do marzeń) z 1991 roku — refleksyjnej i bardzo dojrzałej opowieści o mierzeniu się ze wspomnieniami, 「平成狸合戦ぽんぽこ」 (Pom Poko: Szopy w natarciu, 1994) — bajkowym proekologicznym manifeście o spontanicznej próbie ocalenia lasu przed zakusami deweloperów i wreszcie 「耳をすませば」 (Szept serca, 1995) oraz 「風立ちぬ」 (Zrywa się wiatr, 2013) — oba o wchodzeniu w dorosłość i konfrontacji uczuć i marzeń z rzeczywistością.