91. Zakapturzony koń
Wszyscy doskonale go znamy, ale jednak wszystko to, co reprezentuje wymaga pewnego doprecyzowania. Zakapturzony koń przede wszystkim patrzy — patrzy ukradkiem, spod kaptura, ale wymownie i niezłomnie, tak że osoba, na którą patrzy czuje wyraźnie na sobie jego wzrok. Z tego powodu zakapturzony koń budzi respekt, podobnie jak dosiadający go Arnold Schoenberg, założyciel II Szkoły Wiedeńskiej i twórca dodekafonii. Koń na swój sposób więc strzeże muzycznego ładu, zapewniając dziełom Schoenberga (trochę groźbą złowieszczego spojrzenia) nieskończony majestat i niezachwianą pozycję (wśród tak naprawdę czegokolwiek innego). Odnotować trzeba też fakt, że Schoenberg i koń zostali najpewniej wyciągnięci z głośnego filmu Narodziny narodu pana nazwiskiem D. W. Griffith, wielkiego amerykańskiego reżysera początków kina. Czy Schoenberg widział kiedykolwiek wspomniany film? Całkiem możliwe, ale pewnie nie dowiemy się tego na pewno. Zakapturzony koń symbolizuje ponadto ideę zakapturzania koni w ogóle, która to idea, jeśli tylko wyciągniemy ją z kontekstu Ku Klux Klanów czy innych inkwizycji, jest ideą całkiem fajną.
[…] Nadawanie zwierzętom ludzkich imion jest jednak zbyt fajne, by tego nie robić. Z takich akcji rodzą się kosmiczne historie, które później wypełniają internet. No i czy kura Wiktoria, koń Stanisław, smok Alfred albo świnka morska Horacy nie brzmią przezabawnie? Nie wspominając nawet o naszym dobrym znajomym — zakapturzonym koniu Ryszardzie. […]