Opublikowano

Wyznanie maski

Wyznanie maski

Yukio Mishima, „Wyznanie maski”, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, 2019


Yukio Mishima uwodzi i porzuca czytelnika. Niby zaklina się, że nie robi tego celowo, ale koniec końców nie może wyprzeć się winy, która leży w jego naturze. Czyni to samo, co jego bohater i mętny stan jego umysłu nie stanowi okoliczności łagodzących. To ponoć powszechna opinia — podzieliła ją w posłowiu także tłumaczka pierwszego polskiego wydania Beata Kubiak Ho-Chi — że z początku „Wyznanie maski” wciąga i magnetyzuje, by w końcówce wytracić tempo i urwać się, zanim cokolwiek zdąży się wyjaśnić. Czytelnik zostaje porzucony i zostawiony bezradny sam sobie. Niby wie, jaki musi być dalszy ciąg tej opowieści, ale jednak historia życia samego Mishimy, który „Wyznanie” uczynił czymś w rodzaju swojego autobiograficznego pamiętnika, nie daje się zgodnie dopasować do jego literackiego preludium. Nie da się ukryć, że autor w młodym wieku osiągnął mistrzostwo autokreacji — pytanie brzmi, czy osiągnął to na papierze, czy w prawdziwym życiu. Jego maska pozostaje nieprzenikniona, a postać za nią skryta — niewyraźna. Z tego wszystkiego „Wyznanie maski” bardzo wyraźnie weszło mi w głowę, wywołując pewien nieprzyjemny, niedookreślony niepokój — powodowany być może irracjonalną troską o dalsze losy targanego wewnętrznymi sprzecznościami bohatera. To fascynujący, brutalnie przerwany opis, jak określił to później sam Mishima, autoterapii. Zanim jednak do tego dochodzi, trudno z narratorem utworu się nie zaprzyjaźnić — zachowując jakiś dystans, ale nie większy niż gdybyśmy poznali w szczegółach uczucia i myśli pierwszej napotkanej osoby. Kōchan trochę asekuracyjnie, a trochę ostentacyjnie pozycjonuje się jako freaka, ale spod tej (kolejnej) maski wyziera wrażliwy człowiek z umysłem, duszą i ciałem, które dorastając, próbuje scalić w pełnego siebie na kanwie kolejnych miłosnych rozterek. Mishima skrywa się za maską nie tylko z powodu autokreacji, ale także dlatego, aby swobodnie pisać o tym, co najbardziej ludzkie, a przez to intymne i zwłaszcza w powojennej Japonii — tabu. Czyta się go znakomicie, także za sprawą pierwszorzędnego przekładu, przewyższającego znacznie językowo dawne wydanie „Ballady o miłości”, które swego czasu czytałem, a które mnie Mishimą na jakimś poziomie rozczarowało. Tu o rozczarowaniu nie może być mowy. Jest niedosyt, być może tęsknota, że młodzieniec, którego empatycznie przytuliłem do piersi, wyrwał się, uciekł i zniknął, by już nigdy nie powrócić.

Wyznanie maski

Dodaj komentarz