Milan Kundera, „Żart”, wyd. W.A.B., 2014
Trudno wyczuć, kiedy Milan Kundera żartuje sobie z czytelnika, a kiedy jest zupełnie poważny, ale trzeba skubańcowi oddać, że jego debiut literacki to „hell of a book”, jak (być może) powiedzieliby Anglosasi. Zaczynając od tego, że tytułowy żart jest wielopłaszczyznową osią całej tej historii — szerzej — według Kundery (całkiem zresztą słusznie) jest naturalną właściwością zorganizowanego społecznie życia ludzkiego, a może i nawet ludzkiego losu w ogóle. To wszystko przekłada się oczywiście bardzo zręcznie na koleje losu głównego bohatera, który choć niby od samego początku (historia opowiadana jest jako retrospekcja, nie do końca więc można to ocenić) zdaje sobie sprawę ze swojej roli podrzędnego trybiku w wielkiej machinie historii, uparcie nie potrafi zgodzić się na swój los. W okresie siermiężnego stalinizmu ze względu na głupi żart zostaje wydalony z partii i ze studiów na praskim uniwersytecie. Ta degradacja odwraca jego życie do góry nogami i po drabinie swoich aspiracji może wspinać się od tej pory już jedynie żartobliwie. Kundera wykorzystuje tę okazję do nakreślenia wybornej satyry na rządy partii i twardy socjalizm. Aż dziw bierze, że udało mu się tę powieść w 1967 wydać oficjalnie w jego rodzimej Czechosłowacji — trafił później oczywiście na indeks, ale wciąż!
To jednak jedynie punkt wyjścia (choć formatywny dla głównego bohatera, który zmuszony jest zweryfikować swoje młodzieńcze ideały i dążenia) dla rozważań o naturze bardziej egzystencjalnej i uniwersalnej — od socjalizmu Kundera płynnie przechodzi do słowackiego folkloru, który z kolei staje się trafnym komentarzem i ustroju, i społeczeństwa, aby dalej snuć romantyczne wizje o prawdzie i przeznaczeniu, które jednak szczęśliwie sam zawsze w porę rozbija o niejednoznaczności i przypadki. Jest życiowy, nie zadowalają go truizmy, nawet w chwilach egzaltacji. Ustami czwórki różnych bohaterów przedstawia doskonale logicznie umotywowane i psychologicznie sportretowane strony tej samej historii. I właśnie w momentach konfrontacji różnych postaw i punktów wyjścia jego kunszt wznosi się na wyżyny. Beztrosko, żartobliwie (jako namiestnik tytułowego „bohatera”) wykazuje, jak wszystko jest względne, poza tym jedynie, że „nikt nie naprawi krzywd, które wyrządzono, ale wszystkie krzywdy ulegną zapomnieniu”.