Yōko Ogawa, „Ukochane równanie profesora”, wyd. Tajfuny, 2019
Tajfuny rozpieszczają czytelników doskonałością swoich wydań, ale ich pierwsze literackie selekcje (z istotnym wyjątkiem „Zmierzchu” Dazaia Osamu) pozostają przynajmniej zastanawiające. „Ukochane równanie profesora” Yōko Ogawy to powieść tak prostolinijna, że aż trudno poddać ją jakiejkolwiek krytyce. To historia bezinteresownej przyjaźni cierpiącego na utratę pamięci krótkotrwałej profesora matematyki, jego gosposi i jej 9-letniego syna nazywanego przez profesora Pierwiastkiem. Jedna z tych opowieści, które bałamucą czytelnika idyllicznym obrazem małych szczęść pozostających poza pędzącym światem władzy, pieniędzy i seksu. Bałamucą szlachetnie i na dobre. Kilka rys w życiorysach głównych bohaterów doskonale uwiarygadnia zresztą tę narrację — jak to, że będąca jednocześnie narratorką, gosposia wychowuje swojego syna samotnie (co w silnie patriarchalnej Japonii w latach 90., gdy toczy się akcja, musiało być czynnikiem, który spychał ją na społeczny margines). Albo tragiczna historia profesora, którego błyskotliwą karierę naukową przerywa wypadek samochodowy, w którym uszkodzeniu ulega mu kawałek mózgu. Główną osią tej przyjaźni pozostają jednak matematyka i baseball, którym pasjonują się zarówno Pierwiastek, jak i profesor — każdy na swój sposób. Matematyka ukazana zostaje tu zresztą w sposób równie prostolinijny i bezpretensjonalny co sama historia. Matematyczne zagwozdki profesora zawsze pozostają zresztą w pewnym związku z rzeczywistością, a jego miłość do liczb pierwszych ma w sobie coś urokliwego i intrygującego zarazem, przez co wpisuje się niejako w paradygmat nauki poprzez zabawę. To łatwa i przyjemna lektura, które ze względu na ciekawą konstrukcję pozostaje jednak w głowie na dłużej i do której świata chce się wracać. Wszystko to przynosi czytelnikowi masę pozytywnych odczuć i to chyba najważniejsze.