nie goniłem w tym roku za głośnymi premierami, ale zupełnie naturalnie w ciągu sezonu udało mi się obejrzeć więcej zasługujących na wspomnienie filmów, niż mieści ta skromna lista; nie potrafię ułożyć pierwszej trójki — dawno nie zdarzyło mi się tak, bym w jednym roku doświadczył trzech tak wspaniałych (goat tier) filmów i absolutnie nie potrafił zestawić ich razem — ostatecznie na szczyt dałem ten, na który najbardziej czekałem i na który poszedłem do kina po raz drugi, by móc się nim jeszcze nacieszyć
20. |
chłopi reż. dk & hugh welchman |
po pięknym, ale pustym „vincencie” podchodziłem do tego filmu z dużą rezerwą; tymczasem to bardzo godna adaptacja uwspółcześniająca tempo, ale oddająca ducha powieści; są emocje i jest substancja, a malarska forma nie tylko nie ciąży tej historii, ale wręcz ją uwypukla
19. |
inshallah a boy reż. amjad al-rasheed |
przeczołgali mnie przez morze beznadziei i bezsilności, oszczędzając jednak patosu; znakomity dramat społeczno-sądowy w stylu farhadiego z metafizycznym twistem
18. |
river, nagarenaide yo reż. junta yamaguchi |
szalona pętla czasu w kameralnej odsłonie z niespodziewanym kosmicznym twistem; doskonale miesza różne komediowe formuły
17. |
pianoforte reż. jakub piątek |
kulisy mitycznej olimpiady dla pianistów nie dowożą żadnych sensacji, ale przedstawione tu historie zwycięzców i przegranych działają na emocje i wyobraźnię
16. |
no hard feelings reż. gene stupnitsky |
absolutnie absurdalnie głupi, ale lawrence niesie ten post-slapstick i kaprawe one-linery; film choć dość przewidywalny, jest i zabawny, i dobroduszny; mój typ w kategorii: weekendowa komedia do odreagowania po trudnym tygodniu
15. |
totsukuni no shōjo reż. yutaro kubo / satomi maiya |
kim jest inny? i dlaczego się go boimy? być może to nasz strach stanowi prawdziwą zarazę; pięknie zrealizowana archetypiczna opowieść o relacji, która narodziła się pomimo wszystko
14. |
dream scenario reż. kristoffer borgli |
absurdalne komediowe zawiązanie to punkt wyjścia do skonfrontowania się z kondycją współczesnych społeczeństw; poczucie humoru suche, tak jak lubię, cage kriperski ponad wszelkie normy i nareszcie całkiem dobry (przez lata go hejtowałem, ale zwracam honor — także przez rolę draculi w „renfieldzie”)
13. |
killers of the flower moon reż. martin scorsese |
po przepotwornie nudnym „irlandczyku” bałem się bardzo tego scorsese, a tymczasem okazał się nie tylko wartki i wielowątkowy, ale zostawił po sobie ślad we mnie — bardzo udany mariaż
12. |
oppenheimer reż. christopher nolan |
nie jestem nolanowcem i z tej perspektywy myślę, że może to faktycznie najlepszy nolan? potrójnie poprowadzona historia robi robotę i w trakcie 3-godzinnego seansu wciąż czymś intryguje, nie przebodźcowując widza; to więcej niż solidny hollywoodzki biopic — jest w tym kinie coś klasycznego i coś, co jest w stanie porwać tłumy; cieszę się, że nolan nie opowiedział tej historii bezpośrednio; zarówno jej wewnętrzne inklinacje polityczne, jak i niedające się przemilczeć konsekwencje moralne musiały tu wybrzmieć i ostatecznie wybrzmiały głośniej niż eksplozja trinity, o której tyle się rozpisywano
11. |
poor things reż. yórgos lánthimos |
stymulujący kreatywnie seans; podobał mi się zwłaszcza ten arthouse’owy powab sam w sobie napęczniały od kontekstów, ale ta szalona historia też jest warta uwagi jako taka
10. |
all the beauty and the bloodshed reż. laura poitras |
poruszające studium człowieczeństwa; film fenomenalnie przeplata dwie historie: burzliwą biografię artystki i jej obecne działania aktywistyczne, czyniąc z tej dychotomii wielki atut; dużo myślałem i rozmawiałem o tym filmie po seansie; polecam go zobaczyć w kontekście trwającej do dziś epidemii opioidów
9. |
the zone of interest reż. jonathan glazer |
przerażająca powszedniość ludobójstwa; makabryczna rajska przystań u wrót piekieł pokazana z humanistyczną wyobraźnią w myśl zasady, że często mniej znaczy więcej
8. |
kaibutsu reż. hirokazu horeeda |
lekko melodramatyczny, ale koreeda mistrzowsko dodaje kolejne perspektywy tej samej historii, odkrywając niewygodną dla wszystkich prawdę o tytułowym potworze
7. |
anatomie d’une chute reż. justine triet |
prosta, ale angażująca fabularnie, emocjonalnie i moralnie historia do samego końca niezadowalająca się banałem; bardzo kompetentne kino ze wspaniałą, magnetyzującą rolą sandry hüller
6. |
das lehrerzimmer reż. ilker çatak |
mimo prostego anturażu twórcy budują trzymającą w napięciu, złożoną moralnie i społecznie intrygę; to dość sterylna, ale adekwatna realizacja z doskonałą obsadą
5. |
how to have sex reż. molly manning walker |
to niestety chyba jeden z najszerzej niezrozumianych filmów zeszłego roku; może dlatego, że poprowadzony jest wartko, pod górkę i nie zadowala się prostymi rozwiązaniami; w centrum dość prostolinijnej kanwy fabularnej stawia jednak ważne pytania w bardzo rzeczywistym kontekście — w świecie niby post-#metoo, ale jednak tak bardzo poza nim
4. |
perfect days reż. wim wenders |
wenders nigdy szczególnie mnie nie zainteresował ani nie poruszył — aż do teraz; nie wiedziałem, jak bardzo potrzebowałem tego filmu — wyzbytej cynizmu medytacyjnej afirmacji życiowej równowagi i prostych codziennych rytuałów
3. |
the holdovers reż. alexander payne |
trochę jakby „breakfast club” osadzono w latach 70. w święta, ale nawet lepiej! błyskotliwe, bardzo zabawne, a jednocześnie przytulne kino, w którym intelektualne punchline’y nie sabotują emocji; wspaniały seans, jedno z moich najlepszych kinowych doświadczeń ostatnich lat
2. |
all of us strangers reż. andrew haigh |
absolutnie rozdzierający, a jednocześnie pod każdym względem magiczny — wspaniałe zdjęcia nie są tu kamuflażem, ale rozwinięciem mocnej historii z fantastycznym twistem, który nie jest tylko wymysłem twórców, ale rzeczywiście zmienia postrzeganie świata — i bohaterów, i widza; nie pamiętam drugiego filmu, w którym zawarto by tyle czułości
1. |
kimitachi wa dou ikiru ka? reż. hayao miyazaki |
„spirited away” spotyka „galactic railroad” sugiiego; miyazaki po mistrzowsku łączy znajome elementy z metafizycznymi zagadkami, które do interpretacji pozostawia widzom — to mocne, ale zniuansowane pożegnanie z publicznością i podsumowanie bogatego dorobku studia ghibli; jedno z wielkich kinowych przeżyć, które będę wspomniał przez długie lata; będę tęsknił, sensei!