tradycyjnie zamknąłem swoją listę przed oscarowymi rozstrzygnięciami, nie zdążyłem tylko z publikacją, łudząc się, że w weekend uda mi się zobaczyć jeszcze coś, co mnie oczaruje i zwali z nóg (patrzę na ciebie, „inu-oh”, ech), ale tego nie da się zaplanować; postanowiłem nie narzekać drugi rok z rzędu, że kino mniej mnie cieszy, a ja zmieniam się w grzyba, bo to chyba wcale jednak nie prawda; widziałem w minionym roku całkiem wiele dobrych filmów, które może nie zmieniły mojego życia, ale ujęły na różne sposoby i z przyjemnością wybrałem najciekawszą dwudziestkę poniżej; trochę mi głupio, że nie jestem w tym roku w awangardzie, a raczej płynę na jednej łódce z akademią i rzeszą domorosłych krytyków, no ale nie jestem i już; note to self na najbliższy rok — oglądać więcej kina nieanglojęzycznego
20. |
navalny reż. daniel roher |
było o tym dokumencie głośno i dobrze, bo odsłania kulisy bulwersującej historii, którą ogląda się jak niezły thriller, z tym, że inaczej niż w kinie fabularnym w epilogu to źli goście pozostają górą
19. |
bodies bodies bodies reż. halina reijn |
whodunit na miarę generacji post-millenialsów; zarówno intryga, kto zabił, jak i wynurzenia bohaterów są naprawdę zajmujące; prezentuje ciekawe podejście do kina gatunkowego na wielu poziomach
18. |
the humans reż. stephen karam |
metafizyczny rodzinny dramat kameralny, który błyskotliwie dekonstruuje sprawdzony format; zdezorientował mnie i zafascynował jednocześnie, otwierając tę z początku przyziemną historię na zupełnie nieprzewidywalne interpretacje
17. |
she said reż. maria schrader |
to kolejna kopia „wszystkich ludzi prezydenta”, prawda, zrealizowana dość bezpiecznie, ale z animuszem i doskonałymi rolami głównymi, poruszająca okoliczności wielkiego hollywoodzkiego skandalu, którego pokłosie rozpoczęło nowy rozdział w historii zachodnich społeczeństw; mimo tego, a może właśnie dlatego jako kino śledcze trzyma w napięciu do samego końca
16. |
living reż. oliver hermanus |
adaptacja hermanusa nie dorównuje tej kurosawy, ale też nie rywalizuje z nią bezpośrednio; nighy i wood niosą tę klasyczną feel good historię swoimi rolami, a dbałość o detale i bardzo wysmakowane zdjęcia dopełniają to filmowe doświadczenie
15. |
women talking reż. sarah polley |
nieoczekiwany przez nikogo teatr telewizji w stodole z mocnymi rolami kobiecymi, wymagający uwagi, ale dający wiele w zamian; uwiódł mnie tym, jak cierpliwie i dobitnie stawia pytania i szuka na nie odpowiedzi; okoliczności historii są całkiem nietypowe, ale dający jej podwaliny manifest zupełnie uniwersalny
14. |
rimini reż. ulrich seidl |
tęskniłem za takim seidlem — zabawnym i tragicznym, wprawiającym w osłupienie, testującym granice widza i wpędzający go w melancholię po seansie
13. |
heeojil gyeolsim reż. park chan-wook |
odurza zabawami perspektywą i imponuje drobiazgowością; równie dobrze mógłby się skończyć się w połowie, ale po koreańsku dodaje kolejną warstwę do tej kryminalnej telenoweli; świetny emocjonalny i stylistyczny rollercoaster, choć nie zdziwię się, jeśli ktoś uzna go za przedobrzony
12. |
everything everywhere all at once reż. dan kwan / daniel scheinert |
na początku mnie przytłoczył, ale od pewnego momentu już wyłącznie fascynował; absolutnie szalony w swojej spektakularności, ale w tym szaleństwie jest metoda; rozkoszne meta-bizancjum meta-kina
11. |
good luck to you, leo grande reż. sophie hyde |
kameralny komediodramat o seksie i relacjach ogólnie błyskotliwie rozpisany pomiędzy dwie zasadniczo różne perspektywy i znakomicie odegrany przez thompson i mccormacka
10. |
hanabata mitai na koi o shita reż. nobuhiro doi |
mój ulubiony zeszłoroczny rom-kom to rozczulająca historia pewnej nieoczekiwanej miłości i opowieść o przemijającej młodości przedstawiona z lekkością na tle popkulturowej mozaiki współczesnej japonii
9. |
kurak günler reż. emir alper |
prowadzony po wertepach i nie bez potknięć thriller społeczno-polityczny, który sprawił, że klimatyzowaną salę kinową wypełnił doskwierający skwar; uniwersalna historia o idealizmie stłamszonym przez system, z nieco nieoczekiwanym rozwinięciem i kilkoma elementami puzzli pozostawionymi do ułożenia widzowi
8. |
the whale reż. darren aronofsky |
kameralne dramaty o złożonej problematyce moralnej to chyba moje ulubione kino; nawet aronofsky wyszedł z tego cało, choć jak zwykle kilkakrotnie przeszarżował, wyciskając ze mnie łzy chwytami poniżej pasa; mimo tych mankamentów to być może najbardziej czuła odsłona jego kinematografii; znakomite role chau i frasera
7. |
holy spider reż. ali abbasi |
szczerze mnie zaskoczyło, gdy w pewnym momencie to morderca stał się głównym bohaterem tej historii, ale pomimo tego napięcie nie opadło do samego końca, zmieniając zgoła charakter filmu z dreszczowca w społecznie wrażliwy dramat sądowy; to złożone i stymulujące intelektualnie kino
6. |
kūhaku reż. keisuke yoshida |
emocjonalna dekonstrukcja pokłosia przypadkowej tragedii, gdy pod kołami ciężarówki ginie uczennica; realistycznie przedstawia i konfrontuje różne postawy, nie wartościując ich nadto i pozwalając widzowi na własny osąd sytuacji; mocny dramat społeczny
5. |
triangle of sadness reż. ruben östlund |
był bardziej dosłowny, niż sobie życzyłem, ale też być może dlatego wrył mi się w pamięć bardziej niż jakikolwiek inny zeszłoroczny film; można go nazwać europejską odpowiedzią na „parasite”, bo porusza ten sam temat klasowych nierówności we współczesnych społeczeństwach, a by je widzom unaocznić korzysta z podobnych narzędzi, odwracając zależności między bohaterami; to niewątpliwie dobre i wyraziste kino, nawet jeśli niepozbawione pewnych mankamentów
4. |
broker reż. hirokazu horeeda |
koreańska reżyserska przygoda koreedy jest jednocześnie zwykła i niezwykła; podobnie jak w „złodziejaszkach” wciąż z czułością pochyla się nad wykluczonymi społecznie, oddając im głos i przywracając, przynajmniej symbolicznie, na kliszy filmowej poczucie sprawczości; taką historię handlarzy dziećmi trudno sobie wyobrazić i po to właśnie mamy kino!
3. |
tár reż. todd field |
pomimo dość hermetycznego anturażu doskonale opowiada uniwersalną historię nadużyć władzy w zachodnich postspołeczeństwach, nie oceniając wprost swojej bohaterki, za to kreśląc zniuansowany kontekst jej historii
2. |
the fabelmans reż. steven spielberg |
chociaż spielberg był prawdopodobnie pierwszym reżyserem, którego umiałem nazwać jako dziecko, nigdy nie poczułem, że jego kino jest naprawdę dla mnie, aż do przypadkowego seansu „fabelmanów” na początku roku, gdy oczarował mnie tym bardzo klasycznym dramatem rodzinnym — bliskim, ciepłym, świadomym siebie, nieuciekającym od hollywoodzkich banałów, ale potrafiącym obrócić je na swoją korzyść; oglądałem go z zapartym tchem, być może ze względu na osobisty quasi-biograficzny charakter, ten mityczny składnik „x”, coś, czego zwyczajnie nie da się sfingować
1. |
marcel the shell with shoes on reż. dean fleischer-camp |
to kuriozalny wybór na ulubiony film roku, wiem, ale emocje wzięły górę i chociaż nie przemyślałem tego najlepiej, absolutnie się nie wstydzę; mam bowiem poczucie, że cholernie potrzebujemy w całym naszym (często nieuświadomionym) codziennym cynizmie właśnie marcela muszelki liczącego upływ czasu w opadających liściach i kiełkujących pączkach; marcel pozowlił mi przez chwilę spojrzeć na własne życie z innej perspektywy i naprawdę chciałbym, żeby został w nim na dłużej