Opublikowano

Piękni dwudziestoletni

Piękni dwudziestoletni

Marek Hłasko, „Piękni dwudziestoletni”, wyd. Agora, 2014


Jestem niemal przekonany, że gdyby przyszło mi poznać Marka Hłaskę osobiście jako mniej więcej równolatka — bez różnicy, czy w jednej z jego prawdziwych historii czy wymyślonych opowieści — nie zaprzyjaźnilibyśmy się. On, określiłby mnie po latach gdzieś na marginesie swojego notesu jako przesadnie wyprostowanego, całkiem zresztą trafnie, co jednak zinterpretowałby błędnie jako zasadniczość. Ja z kolei pomimo szczerego podziwu dla lekkości jego pióra i intelektualnej wirtuozerii, z lekką irytacją odbierałbym jego kolejne próby wyrabiania się towarzysko i dramatycznie. „Pięknych dwudziestoletnich” czytam więc ze świadomością pozy, w której Hłasko brawurowo zastygł, kreśląc tę rześką i zawadiacką narrację na bazie opowieści, które może zdarzyły się lat temu dziesiąt czy naście wcześniej. To poza człowieka w głębi duszy nieszczęśliwego, który jednak na swój sposób zawojował świat, a przynajmniej tak mu się mimo wszystko wydaje. Hłaskę czyta się ze szczerym zainteresowaniem, ale jednak nie lekko — „Piękni” to książka-dygresja, książka-anegdota, książka-wiele opowiadań, które łączy osoba autora. Nie ma dialogów, bo nie ma bohaterów, tzn. są jedynie bohaterowie anegdotyczni, pochowani w kolejnych szkatułkach strumienia świadomości autora. Kto więc z kim miałby rozmawiać? Co najwyżej Hłasko ze swoim wyrobionym towarzysko i dramatycznie alter ego, bohaterem jego prawdziwych zmyśleń. To trochę pamiętnik, trochę powieść, trochę esej, sensacja i polityka nie naszych już czasów zalane codziennym tragizmem szarego PRL-u (takim, na który ludzie zanurzeni w nim po uszy każdego dnia nie zwracali już uwagi) i przyprawione rozważną refleksją (nie taką, którą można by przemielić na cytat do księgi złotych myśli) i kosmopolitycznym błyskiem (ale tylko powierzchownie, bo w rzeczywistości raczej wycinkiem z niekończącej się sagi o Polakach na emigracji). Hłasko obnaża się na tyle, na ile wie, że nie ma nic do stracenia. To koniec końców taki Hłasko, jakiego chciałby, byśmy zapamiętali. Pamiętajmy zatem!

Piękni dwudziestoletni

Dodaj komentarz